historia powstania redbed

Historia zespołu „Red Bed” (autor: Grzegorz Bartosik)

Na początku był „For a Present Sextet”

Przypadek? Zrządzenie losu? Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze coś dzieje się po coś. Znaczy w następstwie czegoś, mamy skutek wywołany z jakiegoś powodu.
Piętnastoletni chłopak brzdąkający na gitarze akustycznej, marki „Defil”, zdobył przystawkę ( przetwornik elektryczny) i wetknął ją w otwór rezonansowy gitary. Podłączył do radia ( chyba nazywało się „Ślązak”) i w tym momencie skończył granie cygańskich melodii. Zaczął się nowy okres. Zmuszając wzmacniacz w radioodbiorniku do pracy w ekstremalnych warunkach, wydobył nowy wymiar brzmienia, przynajmniej on był o tym przekonany. Charczący dźwięk przesterowanego głośnika, udając nieudolnie efekt zwany fuzzem, nie potrwał długo. Przy takiej grze radio szybko się poddało i odmówiło posłuszeństwa. Po naprawie rodziciele już nie wyrazili zgody na ponowne próby domowe. Trzeba było poszukać innej drogi rozwijania talentu.
Faktem jest, że pierwszy skład był dwuosobowy. Ja i Darek. Perkusista. On muzyk „prawdziwy”. Chodził do szkoły muzycznej. Ja – samouk. On bez perkusji, z jedną parą pałeczek. Ja z gitarą akustyczną wyposażoną w przystawkę. Tyle, że na krótkim kablu.

Szybko znaleźliśmy miejsce do uwalniania talentu muzycznego – piwnicę pod plebanią kościoła. Tam dane nam było wreszcie zagrać pełną mocą. Miałem do dyspozycji wzmacniacz ”Eltron” a Darek prawdziwe, choć mocno zużyte bębny. To było coś…

Nie pograliśmy niestety, w tym miejscu długo. Bez względu na styl i poziom jaki reprezentowaliśmy, lokatorom plebanii przeszkadzało natężenie dźwięku.

Potem były domy kultury. Na ul. Ścinawskiej i gdzieś jeszcze… Przez moment pojawili się też w naszym składzie: basista – Mirek i wokalista, zwany Łysym. Graliśmy głośno i tyle z tego okresu pamiętam. No może poza tym, że w tamtym czasie grupy tzw. punków ( krótko ścięte włosy, skórzane kurtki i agrafki ) nie lubiły tzw. hipisów ( długie włosy i za duże luźne kolorowe ubrania) a że Mirek wyglądał jak „ dziecię kwiatów” (inne określenie dla hipisów), pewnego wieczora wracając z próby mogliśmy stracić nie tylko instrumenty ale i komplet uzębienia :/

To w tamtym czasie zdobyłem swoją pierwszą gitarę elektryczną. Oczywiście był to „Defil”. Tzw. półpudło. Stroiła kiepsko, ale w kwartach i kwintach, do połowy gryfu, dawała radę. A przecież przy rockowym graniu, to było najważniejsze.

Był rok 1983. Kolega z klasy – Tomek (grał na gitarze akustycznej utwory z gatunku poezji śpiewanej) zapoznał mnie z Grzesiem W. – basistą. W trio, zagraliśmy w liceum, do którego uczęszczał Grześ W., kilka prób. Było nieźle. Tak nam się przynajmniej wydawało. Nazwaliśmy się „ Lark Trio” i pod tą nazwą, pierwszy raz publicznie wystąpiliśmy. W Zespole Szkół Mechanicznych. Psychodelik w pełnym wymiarze – organizacji i występu. Ale fun był, to najważniejsze.

W roku 1984 zaczął się czas twórczości bardziej zorganizowanej. Oczywiście jak na nastolatków, zorganizowanej. Dołączył do nas wspomniany wcześniej Tomek, nie rezygnując z grania akustycznego zaczął też grać na gitarze elektrycznej. Wkrótce Darek ( perkusista) przyprowadził Pawła ( pianista). A Paweł – Rysia ( wokalista). I tak było nas sześciu. Taki „For a Present Sextet” , jak się nazwaliśmy. I w takim składzie powstał nasz pierwszy utwór : „Misiek”.

faps_misiek

Dziś są „Voice of Poland”, „Mam talent”, Must Be the Music”. W latach 80-tych był Jarocin i OMPP (dla niewtajemniczonych Ogólnopolski Młodzieżowy Przegląd Piosenki) i to na ten przegląd skierował nas Dom Kultury „Promyk”, w którym spotykaliśmy się na próbach. Z jedynym utworem w repertuarze „Miśkiem” przeszliśmy do II etapu. Była radość. Był bodziec do pracy. W miesiąc ( ! ) stworzyliśmy drugi kawałek –„LSD” ( Logiczna Samoobrona Duszy). A i pojawił się trzeci Grześ – autor tekstów, bardzo filozoficznych tekstów. Był rok 1985…

Jakież było nasze zaskoczenie kiedy usłyszeliśmy, że przeszliśmy do kolejnego etapu OMPP a nasz „LSD” zadziałał na jury. Nieważne, że Rysio ( wokal ) w połowie kawałka zapomniał tekstu. A może i dobrze, że właśnie tak się stało, bo zaczął ni to śpiewać, ni to wyć, w polsko-angielskim, niby to języku. Zrobił to tak, że „czapki z głów”. Pokazał swoje ogromne, choć nieokiełznane możliwości wokalne. Darek (perkusista), tempo w drugiej części utworu zwiększył chyba dwukrotnie, powodując, że moja partia solowa zyskała prędkość nadziemską. Wszystko to nieważne. Byliśmy w III etapie, jechaliśmy do Katowic.

For A Present Sextet @ pierwsze eliminacje OMPP 1984

W Katowicach, niewiarygodne, nasze granie również zyskało przychylność jury. Wracaliśmy do Wrocławia jako finaliści. I jeszcze coś, co z tego wyjazdu mocno wryło się w naszą pamięć – zagraliśmy w katowickim „Spodku”. Po naszym występie grała „Republika” i „ Universe”. Cóż z tego, że nas wygwizdano. Dotknęliśmy wielkiej sceny.

Wrocław, 1985 rok. Finał OMPP w WDK przy ul. Mazowieckiej. Jest telewizja i radio. Udzielamy wywiadów. Napisała o nas gazeta, zamieszczając zdjęcie naszej szóstki. I mamy wolne od szkoły. Jest po prostu super!

dap2_artykul3
dap2_artykul2
dap2_artykul1

Paradoks polega na tym, że w kolejnym roku (1986) , w następnej edycji OMPP , także przechodzimy przez kolejne etapy aby drugi raz znaleźć się w finale. I co ? Drugi raz z rzędu nic. Nie zdobywamy miejsca na podium i nie jedziemy do Opola na koncert debiutów. Pewnie, że było szkoda. Bardzo szkoda.

Ale… mamy coś wyjątkowego – wspomnienia. Fajne wspomnienia. A to jest bezcenne.

Pozostanie w pamięci występ na festynie, gdzie atrakcją była główna wygrana w loterii – prosiak, tydzień na warsztatach muzycznych w Brzegu Dolnym z zajęciami prowadzonymi przez znanych polskich muzyków ( choć bez obecności Grzesia W. bo ten pracował w hufcu pracy zdobywając kasę na nową gitarę basową, czechosłowacką „Jolanę”), wygrana w Turnieju Szkół w Kościanie, gdzie zaprzepaściliśmy puchar za I Miejsce, sala prób w akademiku przy ul. Podwale , w tamtym czasie kultowy „Fosik”.

I jeszcze jedno, ważne dla nas wydarzenie.

Sesja nagraniowa w Akademickim Radiu Wrocław w roku 1987. Realizowana była w składzie trzyosobowym, dokładnie takim , jaki obecnie tworzy „ Red Bed” , plus wokalista „z łapanki” – Jarek ( paradoksalnie dziś też ciągle nam brakuje śpiewaka). Mieliśmy kilka dni na to, aby nagrać materiał, którego w zasadzie nie mieliśmy. Muzyka powstawała w większości na miejscu, teksty były pisane przez Grzesia K. „na kolanie”, linia melodyczna była zaimprowizowana. Pełny spontan ale było świetnie! Mieliśmy do dyspozycji wielośladowy magnetofon szpulowy, efekty elektroniczne i nieocenionego kolegę Wojtka, który to wszystko zgrywał i montował. Jasne, współcześnie brzmi to słabo ale 27 lat temu…

Powoli kończyła się działalność „For a Present Sextet”, choć już wtedy tylko z nazwy grupy sześcioosobowej. Kiedy Grześ W. ( basista) wyjeżdża z kraju (nie będzie go przez kilkanaście lat), zespół praktycznie przestaje istnieć.

Reaktywacja

Już nie „For a Present Sextet” tylko „Red Bed”. Dwadzieścia dwa lata później, kiedy Grześ W. powiadomił o swoim zamiarze powrotu do Polski, wpisałem w wyszukiwarkę internetową : „gitara Winner”. Zrządzeniem losu, co ja wolę określać mianem opatrzności, na portalu aukcyjnym, akurat był wystawiony instrument tej marki. Było to szczególne, ponieważ firmy tej ,produkującej instrumenty muzyczne, już od wielu lat na rynku ,nie ma. Dlaczego „ Winner” ? Gitarę o tej nazwie, w roku 1986, zadłużając się, kupili mi rodzice. Była dla mnie czymś szczególnym ale niestety, w pewnym momencie życia, musiałem ją sprzedać. Teraz chciałem mieć instrument o tej samej nazwie. Wylicytowałem i pojechałem po odbiór. Wtedy właśnie nastąpiła rzecz szczególna. Stąd mowa o opatrzności. Wylicytowany „Winner” był bardzo kiepskiej jakości i chciałem odstąpić od jego kupna. Oburzony sprzedawca rzucił w moja stronę coś o nieodpowiedzialności i kosztach ale ja go nie słuchałem. Zobaczyłem na stojaku „swoją” gitarę , którą przed wielu laty zbyłem w komisie. Jasne, że ją kupiłem. I właściwie to jest geneza powstania „ Red Bed”. Nie mogliśmy się przecież nazywać sextetem, skoro było nas trzech. Trzech, bo Darek (perkusista) dołączył do nas po kilku miesiącach od czasu jak ja z Grzesiem W. (basistą), w Browarze Mieszczańskim, przypominaliśmy sobie jak się gra… był rok 2008…

dsc_0258