otwarta próba 2016-06-24

drugie urodziny qulturasquad!

Drodzy goście – swoją obecnością zrobiliście nam najwspanialszy prezent urodzinowy – WIELKIE DZIEKI !!! (good energy rules!!!) … jeśli znajdziecie chwilkę to proszę podzielcie się zdjęciami i filmikami.

xoxox (jesli pozwolicie to zamieszcze na pamiatke na stronie qulturasquad.pl 🙂
grzegorz wójcik

 

Fender Telecaster

Fender Telecaster to instrument, który przez wiele lat nie zwracał na siebie mojej uwagi. Pomyślałem jednak, że jej ponad 60-letnie funkcjonowanie w świecie muzyki nie może być dziełem przypadku i że ta gitara musi mieć w sobie „coś”. Zapragnąłem ją mieć, jednak nie na tyle by wydać sporą ilość pieniędzy, a z drugiej strony chciałem by podzespoły były jak najlepszej jakości. Postanowiłem więc złożyć Telecastera samodzielnie.

Dość długi proces budowania zacząłem od decyzji jaki model ma przypominać mój Telecaster. Po różnych „przesłuchaniach” zdecydowałem się na model Standard. Zakupy zacząłem od poszukiwania korpusu i gryfu. Nieoceniony jak zwykle okazał się internet gdzie zrobiłem wszystkie zakupy. Sporo części udało mi się dostać w sklepie Guitar Projeckt www.guitarproject.pl. Jednak pickupy i most, oryginalne Fendera, kupiłem na aukcji internetowej.

I tutaj ważna uwaga: mostki do Telecastera NIE SĄ IDENTYCZNE. Różnią się wymiarami, choć nieznacznie, nie będą pasować jeśli kupicie nie ten właściwy. Więc jeśli przed wami wymiana mostu na nowy lub budujecie TELECASTERA sprawdźcie dokładnie wymiary i rozstaw otworów starego mostu lub zmierzcie korpus, w którym most ma być zainstalowany.

Montaż zakupionych elementów nie nastręczał kłopotów i na szczęście wszystko pasowało do siebie. Poza wspomnianym już mostem: po zakupie korpusu musiałem szukać nowego mostu, który będzie pasował do mojej gitary.

Pewnej gimnastyki wymagało dopasowanie siodełka w gryfie i regulacja gitary. Most typu vintage, którego ostatecznie użyłem, ma tylko trzy siodełka (po 2 struny na jednym) co utrudniało ustawienie menzury. Ostatecznie jednak wszystko zagrało. Udało mi się zbudować świetnie brzmiący instrument, z którego jestem bardzo zadowolony.

Fender Stratocaster

Historia tej gitary jest dość skomplikowana a zaczęła się od… pickupów. Zestaw aktywnych przetworników EMG kupiłem by podrasować gitarę, na której wówczas grałem. Instrument był pożyczony i szybko okazało się, że do grania nie bardzo się nadaje. Oddałem więc gitarę i zostałem z kompletem drogich pickupów. Ich sprzedanie wiązałoby się ze sporą stratą a poza tym potrzebowałem gitary. No i się zaczęło…

Wybrałem korpus wykonany z drewna olchowego. Uznałem olchę jako najbardziej typowy materiał dla brzmienia startocastera. Surowy korpus oraz klonowy gryf kupiłem w jednym ze sklepów internetowych. Most tremolo Wilkinsona nabyłem w sklepie Guitar Projeckt www.guitarproject.pl który mogę polecić ze względu na duży wybór różnych części i akcesoriów gitarowych.

Przymierzałem się przez chwilę do zmontowania całości ale doszedłem do wniosku, że bez żadnego doświadczenia nie powinienem samodzielnie montować mostek. Od tej operacji zależało czy gitara będzie nadawać się do grania. Poza tym korpus wymagał malowania no i potrzebowałem miejsca na baterię do zasilania aktywnych przetworników. Postanowiłem więc skorzystać z fachowej pomocy. Całość po uprzednim umówieniu przesłałem do Pana Marka Witkowskiego www.witkowskiguitars.com. Po jakimś czasie otrzymałem czerwony/wiśniowy korpus z osadzonym mostem i gniazdem na baterię.

Potem było już łatwiej. Pozostałe części kompletowałem i montowałem wg własnego pomysłu. Elektronika typowa dla stratocastera: 3 pickupy, regulacja Volume i 2xTone z 5- pozycyjnym przełącznikiem. Odstępstwem było zastosowanie przy jednym z potencjometrów przełącznika push-pull, który służył do rozłączania uzwojeń humbackera zainstalowanego przy moście. Po rozmowie z użytkownikiem oryginalnego stratocastera, który narzekał, że po użyciu mostu tremolo struny blokują się i zmieniają strój podczas grania. Uznałem więc, że problem należy jakoś zminimalizować. Zastosowałem więc blokowane klucze Planet Waves oraz przy główce gryfu i w moście siodełka GraphTech. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że to był bardzo dobry pomysł. Po złożeniu całości i regulacji powstał bardzo przyzwoity instrument.

Jeszcze o kosztach. W tej chwili trudno mi policzyć ile ta konstrukcja kosztowała i czy było warto bawić się w lutnika. Myślę jednak, że biorąc pod uwagę niestandardowe podzespoły użyte do budowy gitary, należałoby kupić przyzwoitej klasy seryjny instrument i poddać dodatkowym zabiegom a to z pewnością kosztowałoby więcej. Poza tym satysfakcja… bezcenna.